Można powiedzieć, że w swoim czasie eos stał się modny. Obecnie wiele marek się nim inspiruje i tworzy swoje jajeczka. Ja do tej pory na żadne się nie skusiłam. Z możliwością wypróbowania takiego jajeczka przyszły mi Przyjaciółki Nivea. Czy jest się czym zachwycać? Zapraszam do dalszej części wpisu!
Zapewnia intensywną pielęgnację i długotrwałe nawilżenie ust, dzięki formule wzbogaconej masłem shea i olejkiem rycynowym. Dla miękkich i zauważalnie gładkich ust o owocowym zapachu maliny i czerwonego jabłka.
SPOSÓB UŻYCIA: rozprowadź odpowiednią ilość produktu na ustach.
SKŁAD: Ricinus Communis Seed Oil (olejek rycynowy), Polyisobutene, Octyldodecanol, Pentaerythrityl Tetraisostearate, Hydrogenated Polydecene, Cera Microcrystallina, Synthetic Wax, Butyrospermum Parkii Butter (masło shea), Isopropyl Palmitate, Polyglyceryl-3 Diisostearate, Aqua, Glycerin, Rubus Idaeus Juice, BHT, Aroma, CI 77891, CI 15850, CI 15985.
POJEMNOŚĆ: 7 g
Mamy 12 miesięcy na zużycie od momentu otwarcia.
CENA: 19,99 zł w Rossmannie.
OPAKOWANIE: nie jest to typowy sztyft a właśnie jajeczko. Tutaj mamy różową zakrętkę i sam balsam jest w takim kolorze. Dla jednych będzie to urocze - ja nie jestem fanką tego koloru. Na pewno jest to coś innego. Nie wiem jak Wy, ale mi kosmetyki Nivea cały czas kojarzą się z granatowymi opakowaniami.
ZAPACH: najlepszym porównaniem będzie chyba tutaj malinowa guma balonowa. Lekko słodki zapach i chociaż bardziej liczyłam na wersję miętową to nie mam nic do zarzucenia temu zapachowi.
DZIAŁANIE: powiem szczerze, że nie widzę różnicy pomiędzy działaniem tego balsamu a działaniem tradycyjnej pomadki Nivea. Grubsza warstwa na noc czy przed spacerem o obecnej porze i moje usta są zadowolone. Ochrona i nawilżenie, ale przy jednej warstwie szybko potrzebuję nałożyć kolejną. Krótko mówiąc gadżecik dla gadżeciar. Szczerze mówiąc to za te dwie dych bym nie kupiła. Kusi mnie ta miętowa wersja, ale skuszę się jeśli będzie w dobrej promocji.
Co sądzicie? Pop-Ball Nivea czy jednak prawdziwy Eos? A może jajeczko jakieś innej marki?
ZAPACH: najlepszym porównaniem będzie chyba tutaj malinowa guma balonowa. Lekko słodki zapach i chociaż bardziej liczyłam na wersję miętową to nie mam nic do zarzucenia temu zapachowi.
DZIAŁANIE: powiem szczerze, że nie widzę różnicy pomiędzy działaniem tego balsamu a działaniem tradycyjnej pomadki Nivea. Grubsza warstwa na noc czy przed spacerem o obecnej porze i moje usta są zadowolone. Ochrona i nawilżenie, ale przy jednej warstwie szybko potrzebuję nałożyć kolejną. Krótko mówiąc gadżecik dla gadżeciar. Szczerze mówiąc to za te dwie dych bym nie kupiła. Kusi mnie ta miętowa wersja, ale skuszę się jeśli będzie w dobrej promocji.
Co sądzicie? Pop-Ball Nivea czy jednak prawdziwy Eos? A może jajeczko jakieś innej marki?
Kształt ma bardzo fajny
OdpowiedzUsuńMa :) Taki gadżecik.
UsuńNie znam żadnego jajeczka - ani Eosa ani innych wzorujących się na nim. W sumie fakt - mi Nivea również kojarzy się z granatem;)
OdpowiedzUsuńTo tak na miałam przed otrzymaniem dzisiejszego bohatera. Dokładnie tak ;D
UsuńWygląda bajerancko ;)
OdpowiedzUsuńTo fakt ;D
UsuńSwego czasu bardzo lubiłam masełka do ust tej marki, ale nie odpowiadała mi ich forma. Takie balsamy mogą się okazać rozwiązaniem idealnym ;)
OdpowiedzUsuńOpakowanie na pewno wygodniejsze :)
UsuńMi niestety nie przysłali tego jajeczka, a ciekawi mnie wersja miętowa.
OdpowiedzUsuńJa nie dostałam ostatniego kremu do rąk.
UsuńA ja nie maluję się żadnym jajeczkiem, wolę tradycyjne sztyfty ot tak :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na najnowszy wpis, buziaki :)
Chyba to samo wynika z mojego wpisu ;D
UsuńŁadne opakowanie :) nie miałam okazji próbować.
OdpowiedzUsuńGdyby było w innym kolorze...
Usuń